poniedziałek, 20 stycznia 2014

Rozdział siedemnasty

Patrzałam na niebo, które było przykrywane od czasu do czasu białą chmurką. Miałam dosyć na dzisiaj. Może Hianta chciała iść na zakupy, ale Itachi wtargnął w nasz dzień rozrywki. Jakoś na mnie wrażenia to nie zrobiło.  Oni zawsze potrafili wszystko psuć. Moja zazdrość do niego była jakaś inna jakbym zaczynała go bardziej lubić. Nie, nie będę go lubiła. Nigdy. Dlaczego? Ponieważ to dupek, który myśli jedynie o sobie. Nigdy nie będzie wiedział co to znaczy pomagać drugiej osobie, chociaż dla niego jest ważna tamta mała dziewczynka. Dla niej zrobiłby wszystko…? Na pewno. W końcu zajmował się nią.
Patrzałam na kopertę z swoim nazwiskiem i imieniem. Nie wiedziałam czy otworzyć, nie wiadomo co mam zrobić. W końcu będę musiała go otworzyć w końcu jest zaadresowany do mnie. Nie mogę się go pozbyć, bo chcę wiedzieć do czego służy ten duży klucz, którego nawet nie wyczuwam.
Siedziałam na ławce na boisku patrząc nadal na kopertę. Trzeba w końcu dowiedzieć się kolejnej prawdy. Chciałam wiedzieć. W końcu to rodzice do mnie pisali przed śmiercią. Nie wiem co mam o tym myśleć, ale zamiast uciekać zostali by pogodzić się z śmiercią!  Muszę też się udać do Mikoto by z nią o wszystkim porozmawiać. Ona była przyjaciółką rodziców i jeszcze ktoś. Nie mogę tak od razu do niej przyjść, inaczej mogą mieć podejrzenia. W końcu będę wypytywała o mojego narzeczonego.
Otworzyłam kopertę wyciągając kartkę.


Córeczko,

Znów pismo taty, ciekawe co tym razem chce mi przekazać. – pomyślałam.
Czytałam dalej list.

Jestem zadowolony, że poszłaś do skrytki. Gdyby Orochimaru dowiedział się o ukrytych pieniądzach i kluczy nie wyszłoby najlepiej. Proszę cię abyś ten klucz nosiła zawsze ze sobą, jest bardzo ważny dla twojej i Narzeczonego przyszłości.
Jak już zdążyłaś zauważyć na nim widnieje napis w innym języku. Taki sam widnieje na drugim przedmiocie. Mówi się o tych przedmiotach, że dwóch zakochanych znajda się kiedyś i połączą związkiem małżeńskim. Mówi się o tych dwóch przedmiotach, że są magiczne i będą dwójkę kochanków do siebie przyciągać. Nawet sama się nie spostrzeżesz kiedy zakochasz się we właściwym mężczyźnie, którego dla ciebie wybraliśmy.
Dlatego ty dostałaś klucz, a twój narzeczony szkatułkę. Wiedział cały czas o waszym związku dlatego dostał szkatułkę, zamiast ciebie. Wierzę, że kiedyś się odnajdziecie. W dodatku wiem, że będziesz go szukała na własną rękę. Nie rób tego!
Sam cię znajdzie, w końcu wasze drogi same się zejdą. Na pewno już się połączyły, a o tym nie wiesz. Dlatego w pierwszym liście pisałem byś na każdego patrzała bardzo uważnie. Ludzie to zagadki, a on będzie ukrywał uczucia i ciężko będzie go rozpracować, ale zrobisz to. Twoje czyste serce jakie będziesz miała rozszyfruje mężczyznę, z którym spędzisz życie.  
Napisałem dokładnie do ciebie trzy listy. Został ostatni, który przeczytasz dopiero na sam koniec, gdy się odnajdziecie. Nie znajduję się tam tylko list, ale także testament co wam przypisaliśmy. Testament, który ma notariusz jest fałszywy. Prosiliśmy go o to, aby dokonał formalności fałszu, lecz nie otrzymasz środków funduszowych gdy nie wyjdziesz za mąż, bo fałszywy jest dla ludzi ważniejszy, o prawdziwym nikt nie wie, więc musisz trzymać w sekrecie.
Wszystko się ułoży, a wtedy będziesz mogła żyć spokojnie. Wierzę w wasze uczucie, które z czasem zabłyśnie. To była nasza wola byś za niego wyszła, dlatego też ostatnią jaką ci przekazujemy.
Ucz się dobrze i zachowuj się jak przystało na godną damę dworu szlacheckiego, w końcu nosisz ten tytuł . Nosiliśmy go od pokoleń, ty tez teraz go nosisz. Pamiętaj kim naprawdę jesteś, abyś nie zapominała więzów krwi. One są ważne, ale nie najważniejsze. Miłość jest potężnym uczuciem, która naprawdę wszystko zwycięży. To nie jest żadna baja. To prawda! Musisz tylko przyłożyć się i wytrwać z bólem jaki może cię czekać. Jeśli to przetrwasz i przeciwstawisz się przeszkodą będziesz najszczęśliwszą kobietą. Zaufaj mi, wiem co mówię.
Kochamy cię,
Mama i Tata.



Zgięłam papier wraz z kopertą wsadzając do kieszeni. Wyciągnęłam spod koszulki klucz, który był drugim elementem do szkatułki. Niby mamy przez te przedmioty się odnaleźć? Wolałabym aby wszystko wyjaśniło się wcześniej. Nie umiem uwierzyć w magię. Nigdy nie wierzyłam, gdyby istniała wszystko by było inne. Może istniałoby zło, zwane czarną magią, ale dobra by wszystko zniszczyła. Sama nie wiem co wygaduje.
Wstałam odchodząc. Zauważyłam z drugiej strony dziewczynkę, przy której Itachi uśmiechał się. Miał taki cudowny uśmiech. Stanęłam przy pasach, gdy wskoczyło czerwone światło, ale dziewczynka wbiegła na pasy. Jeden samochód za bardzo się rozpędził. Był dalej, ale wiedziałam, że nie wyhamuje! Zaczęłam biec przed siebie. Musze zdążyć…
Dla Itachiego, chcę jeszcze widzieć szczery uśmiech!.
Źle stanęłam i wyczułam ból, ale nie mogłam zwraca na to uwagi. Uchwyciłam dziewczynkę i rzuciłam się w drugą stronę znów wyczuwając ból w plecach i ramieniu. Trzymałam ją blisko siebie. Wszyscy na nas się patrzeli. Czułam przeszywający ból w kostce i plecach. Miałam nadzieję, że blizna się nie zerwała.
-Nic wam nie jest? – usłyszałam troskliwy głos kobiety. Uniosłam się z dziewczynką, która się trzęsła z przerażenia. Usłyszałam warkot przejeżdżającego samochodu. Szlag by to z takimi idiotami.
-Nie nic, dziękuję. Ona jest tylko przerażona. – przytuliłam ją do siebie. – Już dobrze. Nic ci nie będzie. Jestem przy tobie. – czułam ból, ale mało mnie to obchodziło. Ważniejsza była dziewczynka, która trzymała się mnie mocno. Wstałam, a przy nas pojawiła się kobieta.
-Całe szczęście. – westchnęła z ulga. Dziewczynka oderwała się ode mnie i przytuliła się do nogi kobiety.
-Mamusiu – zaczęła płakać – tak się bałam! – ona mnie widocznie nie rozpoznała, jak dawałam jej czekoladki. Odchodziłam. Musiałam udać się do szpitala, bo z takim stanem nigdzie nie będę chodzić. Kobieta mnie uchwyciła za dłoń.
-Niech pani lepiej usiądzie, wezwę karetkę.
-Mi nic nie jest.
-Tak się tylko pani zdaje. Pani plecy wyglądają strasznie.
I znowu to samo – pomyślałam – jeszcze bardziej będę miała poharatane.
Dziewczynka trzymała się nogi mamy. Spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem. Musiała mnie rozpoznać. Miałam ochotę stąd uciec, ale daleko bym nie zaszła. W dodatku czułam ból pleców mocniejszy niż zawsze. Bałam się, ze blizny się oderwały... Poczułam leciutki, delikatny dotyk na dłoni.
-Dz-dziękuję. – powiedziała do mnie. Uśmiechnęłam się lekko nic nie odpowiadając, mogła wystraszyć się mojego wyglądu. W końcu wyglądałam strasznie po pobiciu Kiku. A tak naprawdę chciałabym aby dziewczynka na mnie nie patrzała.
Westchnęłam.
Karetka przyjechała po pięciu minutach i mnie wzięli. Moje mięśnia były spięte przed ich dotykiem, chyba wyczuli. Nie lubiłam gdy pielęgniarze czy lekarze mnie dotykali. Dlatego miałam swojego lekarza, a teraz nie mogę mieć, gdy dowiedzą się kim jestem nie będzie dobrze!
-Ma pani może rodzinnego lekarza?
-Tak, nazywa się – zawahałam się, ale musiałam powiedzieć -  Imada  Fujio
-Wezwiemy go do pani. – dojechaliśmy do szpitala. Byłam w stanie iść, więc zaprowadzili mnie do Sali, w której musiałam czekać na doktora. Rozglądałam się. Typowa sala do opatrzeń, w dodatku biała i śmierdząca od chemikalii bądź całej chemii lekarskiej. Wiedziałam, że musieli iść po niego na inny oddział. Do pomieszczenia wszedł krótko włosy mężczyzna z jasnymi włosami postawionymi leciutko na jeżyka i z niebieskimi oczami. Kiedyś w takimi gustowałam, lecz wszystko się zmieniło. Karta pacjenta opadła mu widząc mnie. Drzwi za nim zamknęły się lekko.
-Haruno Sakura. – wyszeptał. – Myślałem, że  nie żyjesz. Jakie szczęście, ze tobie nic się nie stało. Co cię sprowadza do szpitala? Co się stało? A tak w ogóle dlaczego tyle lat się ukrywałaś? Wiesz jak martwiłem się przez te lata? Obwiniałem siebie za ten zamach, bo twój wuj mnie oskarżył.
-Mój wuj? On każdego by chyba oskarżył, ale nie siebie.. – uśmiechnęłam się lekko. – A teraz mógłby pan sprawdzić mi plecy. Bo dzisiaj uratowałam dziewczynkę, a sama pożałowałam. Nie wiem czy czasami blizny się nie zdarły.
-Zdejmij bluzkę. – wolno zrobiłam tak jak kazał. Podszedł do tyłu. Czułam ciepły dotyk doktora, który zawsze dawał ukojenie. Tylko jemu pozwalałam się dotykać. –Hm.. Nic poważnego. Blizny są całe. – odetchnęłam z ulgą. – Starłaś sporą ilość skóry w innym miejscu i na ramieniu. Opatrzę to, aby nie wdało się zakażenie. Jeszcze coś się stało?
-Kostka. Nie wiem czy czasami nie jest skręcona.
-Zaraz obejrzę. – powiedział do mnie mężczyzna. Opatrywał plecy. Wiedziałam, że to wygląda jeszcze gorzej, ale cieszyłam się, że blizna była cała. Dziewczynka, którą uratowałam dawała uśmiech brunetowi i tylko o to mi chodziło. Nie wiem czy obcą osobę bym uratowała, ale miała przed sobą całe życie, więc mogłam się poświęcić. Moje życie nie jest Az takie ważne. Gdybym zginęła oszczędziłabym kłopotu zabójcą. – Powiedz mi jak się czułaś przez ten cały czas? W końcu widziałaś jak rodzice zostali zabici i byłaś sama przez cały czas.
-Samotnie, ale przyzwyczaiłam się. Teraz żyję pod nazwiskiem Yamanaka. Chowam się, ale to na pewno za pewien czas minie i znów będę uciekać. To normalne. Dopóki FBI lub inny oddział ich nie znajdzie, będę obserwowana przez detektywów.
-Rozumiem, nie masz lekko. – jemu też nie mogłam ufać, choć był szczerą osobą. Patrzałam przed siebie w lustro, gdzie widziałam sylwetkę mężczyzny. W jego błękitnych oczach widziałam strach i panikę. Nie wiedziałam o co chodzi. W dodatku patrzał na moje plecy. Nie wiedziałam o co chodziło. – Sakura, wiesz, że może pojawić się kolejna blizna, może nie tak duża i obszerna, ale będzie wyczuwalna.
-Wiem. Trudno się mówi. – powiedziałam do niego.
-Dobrze. Skończyłem. Jeszcze tylko kostka. – zbadał, i nic nie bolało. Może zdawało mi się? Chyba tak, ale nie czułam już bólu. – Dobrze, w takim razie wszystko jest teraz w porządku. Nic ci poważnego nie dolega, ale nie radze tak ryzykować bo stracisz życie
-Było by szybciej.
-Słyszałem, że chodzisz do szkoły, więc napisze ci zwolnienie z wychowania fizycznego, bo nie możesz nadwyrężać pleców. – podał mi świstek.
-Dziękuję za pomoc. – wyszłam idąc korytarzem w stronę wyjścia. Mijałam pacjentów, pielęgniarki, które opiekowały się ludźmi. Nie patrzałam na nikogo, ponieważ tutaj mogli mnie rozpoznać. Wyszłam z budynku lekko uśmiechając się.
-Sakura! – na mojej szyi zawiesiła się Hinata. Co ona tutaj robi? Przytulała mnie do siebie. W oddali zauważyłam znane ferrari. Przyjechała z Itachim? Zauważyłam jak się opiera o mór rozmawiając z kimś. Przywiózł ją do mnie? Skąd oni się dowiedzieli co się stało? – Jesteś cała? Nic poważnego się nie stało?
-Nie, ale mogło by się stać. W końcu i tak.. – poczułam ból na policzku spowodowane jej uderzeniem. Nie wiedziałam dlaczego uczyniła taki ruch. Wpatrywałam się w nią chcąc wyjaśnienia. W jej oczach pojawiły się łzy, które spłynęły po policzkach.
-Nie mów tak. – dlaczego ona płacze? – Ja nie mogę ciebie stracić. Jesteś jedyną która ze mną rozmawia, dlatego nie pozwolę by cokolwiek ci się stało. Nie ważne jakie będą tego konsekwencje. Mogę nawet zginać za ciebie, bo chcę byś ze mną rozmawiała.
Poczułam jak moje serce przyśpieszyło.
-Hinata ty wiesz, że nie mogę nawiązywać przyjaźni nawet miłość jest zakazana. Nie chcę nikogo narażać, a w szczególności ciebie.
-To mnie nie obchodzi. – zacisnęła swoje dłonie na ramionach. – Nie chcę ciebie stracić, bo.. bo chcę w końcu mieć chociaż jedną przyjaciółkę! – uniosła głos. Patrzałam na nią. – Możesz mnie narażać, chcę tylko mieć kogoś przy sobie by znał moje uczucia i był w złych chwilach.
Uchwyciłam ją przytulając do siebie.
-Przepraszam. – wyszeptałam do jej ucha. – Wiem, ze ranię wiele osób dlatego nie chcę zawierać przyjaźni, ale nie chcę byś cierpiała wyłącznie przeze mnie, dlatego  choć raz mogę mieć prawdziwa przyjaciółkę, ale już nie miłość do mężczyzny bo mam narzeczonego dlatego Itachi nie może nikim dla mnie być. – szeptałam do jej ucha.
-Wiedziałam, że tak powiesz. – zaśmiałyśmy się do siebie. Jedynie z nią rozmawiałam w luźnym tonie. Ona była inna niż dziewczyny w naszej szkole. Razem odchodziliśmy w stronę Itachiego, który opierał się o murek. Był jakiś zdenerwowany w tym momencie. Chyba telefon od osoby go zdenerwował. Spojrzałam na niego bez żadnych uczuć. Stanął przede mną.
-Czego? – zapytałam tak jak dawniej.
-Dziękuję. – uniosłam brew do góry. Nie rozumiałam jego słów. – Dziękuję za uratowanie mojej kuzynki i.. – odwrócił głowę w bok i zauważyłam czerwone wypieki. To było zadziwiające, że on się rumieni. Hinata cicho się śmiała. Ona wiedziała o co chodzi, to dlaczego ja nie wiem? – dziękuję, że żyjesz. – chwila, że co? Że ja żyję? – tylko, że to nic nie zmienia pomiędzy naszymi relacjami, i tak będę ci dokuczał. – zaśmiałam się cicho.

-Mam taką nadzieję, bo będę się sprzeciwiała. – podeszłam do niego. Naprawdę nie lubię jak muszę być taka niska. Wniosłam się na palcach i ucałowałam jego policzek. – To za twoje trudy. – odeszłam ciągnąć Hinatę za sobą. Uśmiechnęłam się delikatnie. Pierwszy raz pocałowałam kogoś, dobrze, ze to był jedynie policzek a nie usta. U niego to nigdy nie wiadomo. Usłyszałam pisk opon samochodu. Przejechało obok nas czarne ferrari. Teraz będę myślała o tym co zrobiłam, on na pewno też. Razem będziemy o sobie myśleć. 



Od autorki:
Nie wiem kiedy pojawią się kolejne rozdziały, mam dużo pracy, więc bardzo przepraszam. 
Rozdział również na:  nie uciekaj przed przeznaczeniem