poniedziałek, 16 lipca 2012

Rozdział pierwszy


Dałam sama sobie popalić. Do samej siebie podchodzę z krytyką. Dla mnie nic się prawie nie liczy. Jestem jaka jestem. Nikt mnie nie potrafi zmienić. Po tym zdarzeniu nic dla mnie dobre nie jest. Mieszkam w samym centrum miasta Tokio. Mieszkam w rezydencji, którą odziedziczyłam po moich rodzicach. Była to rezydencja dwu piętrowa. Miała swoje uroki. Tu basen, tam siłownie, kort tenisowy. Wszystko tu było, lecz od paru lat to mnie w ogóle nie kręci. Jedynie co robię to spędzam wiele czasu w ogrodzie i patrzę w parę nie wyjaśnionych punktów. Służba się troszczy o mnie, ale to nie to samo co rodzice. Czuć ich zapach i miłość. Chciałabym jeszcze to poczuć.
Nie wiem czym jest tak naprawdę życie?! Wszyscy kogo znam zostali zniszczeni przeze mnie. Wiem to brzmi dziwnie, ale nazywam sama siebie Shinu. To chyba najlepsze określenie dla takiej, która przynosi ból, cierpienie i ciemność. Każdy miał kolorowe życie, a ja? Nie mam takiego łatwego. Nie rozumiem dlaczego mam takie przechlapane..
Radość w moim życiu odeszła, a zastąpiłam ją bólem. Tamto wydarzenie śni mi się co noc. Bez senność w tym wieku jest jak choroba. Każda noc nie przespana, to terror. Nie wiem jak ludzie to znoszą, ale ja nie potrafię w taki sposób żyć.
Czy płaczę? Już nie. Nie potrafię. Gdybym poszła w to jedno miejsce to może bym uroniła te ostatnie łzy żalu. Choć wątpię, że właśnie tam nogi by mnie poniosły. To miejsce przyprawia mnie o żal i smutek. A zmieniłam się. Jaka teraz jestem?
Na pewno nie słodka i miła. To się już zmieniło. Jestem opanowana, zimna i nieczuła dla mężczyzn. Jakikolwiek by mnie dotknął dostał by od razu. A miłość? To już dawno zniknęło. Nic pozytywnego we mnie nie ma. Gdy ktoś się zbliży do mnie jestem jak  burza, która od siebie wszystkich odgania. Czy zawsze taka będę? Nie wiem, ale może to kiedyś się zmieni. Nie wychodzę do ludzi. Może czasami, gdy moja opiekunka wygania mnie. To się przejdę od czasu do czasu.
Ludzie się śmieją, wygłupiają. A ja idę jakby nigdy nic przed siebie. Omijam przystojnych i bezwartościowych mężczyzn, którzy tylko spoglądają na wygląd. Dla nich nie liczy się nic innego. Jeśli dziewczyna jest chuda i ma piękna buzie to może być. Nic więcej się nie liczy dla tych pospolitych pyszałków. Oni nie wiedzą co tracą.
A co do nauki?! Miałam prywatnych nauczycieli, którzy byli zawsze ze mnie dumni. Mówią, ze rozumiem wszystko. A egzaminy sprawdzające mam same piątki i szóstki. Sama czasami się dziwię, ze tak mi dobrze idzie. Choć nauczyciele sądzą, że jestem dalej z materiałem od normalnych szkół. Nie wiem, nie chodzę do normalnej szkoły i nie zamierzam. Tam nie było by dla mnie miejsca. Jestem inna od ludzi normalnych. Mam ambicje, ale w innym celu niż oni. Robię inne rzeczy, nie potrzebuje nauki godzinami. Wystarczy mi parę minut na powtórzenie…
Zastanawiam się kiedy rodzice tyle pieniędzy zdobyli. Nie powinnam mieć na koncie tyle pieniędzy, ale zostawili mi, wiec co mogłam zrobić? Nic. Tak zawsze bywa. Tyle, że mam dostęp dopiero po skończeniu pełnoletniości. Nikomu wiec nie mogę niczego ofiarować i dać. Jak na razie mam wujka, który pomaga w trudnych sytuacjach. Od niego dostaję pieniądze.  On w rządzie pracuje, i powiedział, że jak na razie będzie mnie finansował gdy będzie taka potrzeba. On wie co czuję, wszyscy których dobrze znam. Lecz czuję, że coś się niedługo stanie i przesądzi o dalszych moich losach. Choć będzie się z tego samego składało: bólu i cierpienia. Niczego więcej!
Ostatnie słowa ojca: „Wszystko będzie dobrze” były jego przekonaniem. Nie moim. Mnie wywieźli z miejsca, gdzie stała właśnie inna rezydencja. Nikt o tym nie wiedział. A sama borykałam się z myślą, ze mogłam im pomóc. Byłam ich jedyna nadzieję. Wtedy ile ludzi zginęło. Nie dało się opisać. Nagłośnione było na cały świat o tym! Każdy obywatel wiedział bardzo dobrze kim oni byli i oddali im cześć. Chcieli by odeszli w spokoju, a ja jedyna musiałam to oglądać w telewizji. Nie pozwolili mi tam pójść. Postawili tam trzy trumny, by wszyscy wiedzieli o mojej śmierci.
A ludzie? Uwierzyli w ta bajeczkę, że córka prezydenta zginęła w tej katastrofie. Nawet lepiej. Mogłam im wciskać wszystko. Jakie mam życie, i  jaka posiadłość. I tak bym nie mogła powiedzieć, że świetna. Musze to w końcu ukrywać. Ta tajemnicę? Choć nie wiem czy ona taka wielka. Musze się z nią ukrywać, i nikt o niej nie może się dowiedzieć.
Powinnam iść za to do piekła, że w takiej rodzinie się urodziłam. Nie powinno mnie tu być, nie w takim miejscu. Powinnam mieszkać w jakimś innym domu, a nie takim luksusowym. To by było najlepsze. A sama nie wiem ile to jeszcze potrwa, może już niedługo. Długo to się skończy, i będę wolna?
Przyglądałam się w lustrze własnemu odbiciu. Ubierałam się normalnie, i byłam pewna, że wszystko idzie zgodnie z planem mojego wujka i agentów. Nie musiałam, aż tak się chować przed mordercami moich rodziców.
-Sakura! - usłyszałam znajomy krzyk mojego wujka. Ruszyłam na dół, aby z nim się spotkać. Nie wiedziałam co się stało, ze zaszczycił mnie swoja wizytą. Choć miło będzie znowu go zobaczyć w progach mojego domu, a raczej ogromnej rezydencji. Schodziłam po kafelkowych jasnych schodach, które błyszczały się od połysku na nie nałożone. Ręce trzymałam w kieszeni. Choć w niektórych sytuacjach zachowywałam się jak prawdziwa dama. Wtedy by mogli mnie poznać po zachowaniu. Choć to bywało tylko w obecności prezesów rządowych. Za to właśnie zawsze mnie chwalili.. Znalazłam się na holu, gdzie stał mój wujek i trzymał w ręku jakąś teczkę z papierami. Podeszłam do niego i pocałowałam w policzek. - choć musimy poważnie porozmawiać. - ruszył do salonu. Odsunął drzwi. Szłam z nim nie wiedziałam o co chodzi, ale jeśli chciał porozmawiać to nie ma sprawy. Zawsze z  nim mogę porozmawiać. Usiadłam naprzeciwko Niego na bordowej sofie. Położył na szklanym stole czerwoną teczkę.
-O co chodzi?
-To trochę dziwnie zabrzmi, ale nie mamy innego wyboru.  Przenosimy cię. - powiedział. Nie wiedziałam o co chodzi. To nie normalne mnie przenosić. Tylko gdzie chcą mnie przenieść? Nie mam zamiaru wyjeżdżać z miasta, tu się urodziłam i tu pozostanę. Patrzałam na swojego wujka groźnie. Co on sobie myśli, że mnie będzie przenosił. Nie pozwolę na to..
-Nie chcę. - powiedziałam i wstałam z zamiarem odejścia od niego. Po co niby mnie przenosić? Szykuje się znowu jakaś katastrofa? Nie sądzę.
-Nie masz wyboru. - powiedział. Stanęłam i spojrzałam na niego. - Dowiedzieliśmy się jednej rzeczy, która nas bardzo nurtuje. Oni wiedzą. Minęły trzy lata, a dowiedzieli się, że ty żyjesz. Musimy Cię ukryć w bezpiecznym miejscu. Za pierwszy swój cel wezmą tą rezydencje. A ty nie możesz w niej być.
-Im prędzej skończę tym lepiej. - wzruszyłam ramionami
-Nie gadaj głupot! - podniósł głos. - Twoi rodzice by tego nie chcieli!
-Ich tu nie ma! - fuknęłam na niego - I nigdy już nie będzie. - spuściłam głowę. Po co o tym wspomniał. Dosyć, ze wszystkie wieczory mam bez senne, to jeszcze teraz będę się zamartwiała, ze to przeze mnie zginęli. Choć taka była prawda. To ja zginąć powinnam nie oni. Było minęło. Każdy myślał, ze nie żyję. I koniec! Na tym zakończyło się wszystko. A teraz będzie plotka, że przeżyłam od śmierci? Kpina!
-Zrozum mnie. Nie możesz tu być, dlatego cię przenosimy. Wraz z detektywami ustaliliśmy to. To się nie zmieni. Będziesz musiała się przenieść. - podsunął mi teczkę pod nos. Patrzałam na nią. - Nie chcemy abyś zginęła. Ty jesteś ważna, i każdy to wie. Może pójść plotka, że przeżyłaś. I każdy będzie się dziwił, dlatego będziesz w innej rodzinie.
-Co takiego? - zapytałam. - Jak to z inna rodziną? - wskazał na teczkę. Podeszłam do niej i chwyciłam. Przeglądałam arkusze, które tam były i zdjęcie rodziny.
-Z tą rodziną będziesz mieszkała na jakiś czas. Nikt wtedy nie będzie cię posądzał o to kim jesteś tak naprawdę. I masz mówić, że nazywasz się Sakura Yamanaka. Nie inaczej. Oni mogą być blisko. Dlatego masz inne nazwisko. - powiedział. - Twoją siostrą będzie Ino, a ojcem detektyw Inoichi. Oni o ciebie zadbają. Nie powinnaś się martwic tym wszystkim. Będziecie mieszkali  w twojej zastępowym domu. Tam nikt nigdy nie przebywa, więc o nic nie będą podejrzewali. - westchnęłam.
-Nie chcę. - odpowiedziałam. - Wiem, że teraz narzekam, ale nie mam zamiaru mieszkać z obcymi ludźmi, których nawet nie znam. A jeśli oni będą sprzymierzeńcami tamtych? To co? - zapytałam. Wujaszek się uśmiechnął delikatnie.
-Uwierz mi nie są. Twoje rzeczy już są w limuzynie. I powinnaś ty się jeszcze przygotować do drogi. Gdy tylko złapiemy tych morderców wrócisz tutaj. - powiedział. No jasne, tylko, ze wy ich już łapiecie spory czas i jakoś efektów nie widać… Jak zawsze, po co to ja się staram aby chować się przed nimi. Mogłabym im wyjść naprzeciw. Odchodziłam. Noe cóż jeśli mam się przygotować to dobrze.
-Dokąd idziesz? - zapytał.
-Przebrać się. Przecież nie mogę w starych ciuchach tam jechać, choć nawet nie wiem gdzie. - zniknęłam za drzwiami. Nie wiedziałam co mnie czeka w tym „nowym życiu”. Miejmy nadzieję, że tylko dobre sprawy. Nie chce mieć żadnych kłopotów. Mam nadzieję, ze wszystko będzie inaczej… Chciałabym, aby ktoś mnie zrozumiał. Lecz takiej osoby na świecie nie będzie. Jestem teraz trudnym człowiekiem. Weszłam do swojego pokoju i wpatrywałam się w swoje odbicie. Powinnam się na czymś innym skupić. Co będę robiła z tą rodziną? Nie mam pojęcia, ale przekonamy się.
Otworzyłam szafę. W niej prawie nic nie było. Nie potrzebowałam dużo rzeczy. Nie jestem jakąś skąpą lalunia, która musi mieć wszystko. Chociaż często zrzędzę, to nie znaczy, że wszystko chcę mieć podane do rączki. Nauczyłam się wiele rzeczy, a w tym także gotować. Te lata przydały mi się, ponieważ mogłam wiele się nauczyć. Wziąłem spódniczkę i bluzkę wraz z bluzą. Zastanawiam się dlaczego wujek o tak później porze przyjechał? Co niby chciał zyskać przez to. Jest koło dwudziestej drugiej. Mógł jutro wpaść. Ubrałam na siebie spódniczkę sięgająca do połowy ud z czarnym paskiem. Była ozdobiona na dole małymi diamencikami w kształcie róży. Założyłam też białą bluzkę odkrywającą sporą ilość piersi. A na to katanę. Ubierałam się normalnie jak na dziewczynę. Zawiązałam jeszcze włosy w kitkę na czubku, a grzywka opadała po obu stronach skroni.
Wyszłam z pokoju biorąc ostatnia rzecz z szafki. Przycisnęłam ja do swojej klatki piersiowej. To były ostatnie zdjęcia przed ich śmierci, i nie chciałam ich tu zostawiać. Były mi potrzebne by dalej żyć. Było można usłyszeć tupanie moich obcasów. Uśmiechnęłam się w duchu. Kiedyś tak słyszałam maja matkę. Zawsze mi się z nią wszystko przypomina. Wyszłam na zewnątrz. Widziałam wujka samochód. A czarna limuzyna stała tuż przy marmurowych schodach. Schodziłam. Szofer otworzył mi drzwi. Spojrzałam do tyłu i uniosłam głowę. Na pewno jeszcze tu wrócę. Wsiadłam do samochodu, gdzie byłam sama. Nie powinnam mieć tego wszystkiego, ale jak rodzice tyle zarobili to wszystko mi przekazali po skończeniu osiemnastego roku życia. Sama byłam w środku, żadnego towarzystwa. Jedynie szofer, który zawsze prowadził. Westchnęłam. Założyłam nogę na nogę i wpatrywałam się w okładkę albumu. Dzieciństwo było piękne, ale teraz nie ma tak łatwo. Siedemnaście lat to wiek, który mówi o wszystkim. Jestem już dość dorosła by chodzić tam i tam. Ale nigdy nie chcę…
Jechaliśmy dość szybko. Nie wiedziałam gdzie komu się śpieszy, ale dobra. Trzeba było to się śpieszyli. Położyłam głowę na oparciu i wyprostowałam nogi. Nie chciałam już mieć tylu problemów, ale to jedynie moja wina. Przeze mnie ludzie ginęli.
-Mnie nie powinno tu być - wyszeptałam do siebie. Nie potrafiłam już zapłakać, a gdyby nawet tak było to musiało by to być naprawdę silne uczucie.   Gdybym uśmiechnęła się do kogoś, lub zapłakała to było by naprawdę wysokie uczucie. A tak naprawdę musiała by to być miłość…  Prawdziwa od serca. Co naprawdę nie jest możliwe! Miłość w moim życiu już nie pojawi się. To minęło wraz z tamtym życiem. Nie patrzałam na drogę, ale wiem, ze stanęliśmy.
Drzwi samochodowe otworzyły się. Wysiadłam z pomocą szofera. Już nie będzie takich wygodnych transportów. Ciekawe co teraz mi tu dadzą? Jakiegoś grata na pewno. Trzeba będzie się przyzwyczaić. Choć i tak nigdy nie narzekałam… Popatrzałam przed siebie. Dom? To tez rezydencja. Tyle że mniejsza. Mór był z kamieni, tak samo jak schody i podjazd. Dom tak samo zbudowany z tego samego. Stanęłam przy schodach i wpatrywałam się w ganek. Były cztery małe światła i jedno duże wiszące. Wszystko było widać.. Były jakby grube wierze i dalej ciągnął się dom. To nienormalne mnie tu wysyłać. I tak mnie znajdą. Obejrzałam się. Za mną był duży ogród wraz z oczkiem wodnym. Wyglądało tutaj przepięknie. Na wieżyczkach ciągnęły się bluszcz, a przy nich były czerwone róże.
-Podoba się? - zapytał wujek.
-Myślałam, ze to będzie normalny dom, a nie rezydencja.
-To jest dom. - powiedział. - Tylko, ze bardziej obfita. - uśmiechnął się. Usłyszałam szczekot otwierających się drzwi. Nie spojrzałam jak na razie w tamtą stronę. Wpatrywałam się w wujka, który uśmiechnął się jeszcze szerzej. - Inoichi! - ominął mnie. Popatrzałam w tamtą stronę, gdzie stał mężczyzna i mój wujek. Ściskali się. Mężczyzna oderwał się od niego i popatrzał na mnie. Miał długie żółte włosy i jasno niebieskie oczy. Odwróciłam wzrok od niego. Nie chciałam się  z nimi witać.
-To ona?
-Tak. - odpowiedział wujek. Popatrzałam znowu na nich. W futrynie drzwi zobaczyłam blondynkę o długich włosach i grzywkę na prawej stronie.  I miała na sobie fioletową bluzkę odkrywająca brzuch, i czarną spódniczkę. Lazurowe oczy wpatrywały się we mnie. O musiała być ta Ino. Weszliśmy do środka, gdzie wszystko było nowe. - I jak wam się mieszka tutaj?
-Jak na razie dobrze. - powiedział mężczyzna o jasnych włosach. - Powiedziałeś jej?
-Połowę. - popatrzałam na nich. Świetnie! Czyli czegoś jeszcze nie wiem. Normalnie bajka. - Musze to jej powiedzieć w końcu. - Sakura?
-Hm… - wyszeptała.
-Mam jeszcze ci cos do powiedzenia. Będziesz mieszkała z panem detektywem i jego córką. Ale tez przy okazji.. - przerwał na chwilę. Może wiedział, że się wkurzę? Nie wiem. Ale mamy nadzieję, że nic głupiego nie zrobię. Westchnął. - Będziesz chodziła do szkoły.
-Co? - zapytałam. - Do jakiej szkoły?
-Cóż… - podrapał się po głowie. - Wiedziałem, że jak ci to powiem to nie będziesz chciała przyjechać, więc teraz ci to mówię.  Będziesz razem z Ino chodziła do tej samej szkoły. Uczyła się, zdawała egzaminy. Musisz wejść w tłum. Nie będziesz godzinami siedziała w domu.
-A co z moimi..
-Dałem im na razie wolne. - powiedział w połowie zdania. Ładnie… Dobrze, ze mi to teraz mówi. To jest chore. Będę razem z tą dziewczyną chodziła do szkoły publicznej. Nie fajnie… Nie lubię szkół publicznych, jakoś mam do nich odrazę. I tak nikt mnie nie będzie lubił za to moje zimno na twarzy.
-Rozumiem. Od jutra mam ta szkołę zacząć? - zapytałam.
-Tak. - odpowiedział pewnie. - próbowaliśmy cię wziąć o klasę wyżej, ale nie zgodzili się, więc będziesz przerabiała ten materiał co już miałaś. Lecz też znasz trochę z maturzystów. Wiec jak byś mogła to będziesz zmogła komuś pomóc. Ale wątpię by prosili młodsza od siebie o pomoc. Ten rok będzie dla ciebie leniuchowaniem. - mówił i uśmiechnął się. To nie wiem po co do tej szkoły idę? Chce się czegoś nauczyć, a nie tylko siedzieć na lekcjach.
-Ino będziesz mogła pomóc - wskazał na blondynkę, która teraz siedziała przy stole w salonie i przeglądała kartka za kartka co zrobić. Musiała odrabiać lekcję. Chciałabym jej pomóc, ale nie wiem czy będzie chciała. Usłyszałam jej ciężkie westchnienie.
-Tato ja tego nie potrafię. Nienawidzę matematyki! - krzyknęła. Kiwali głową żebym poszła do niej. Westchnęłam. Poszłam do niej do salonu, gdzie siedziała na podłodze i wpatrywała się w zeszyt i książkę. Podtrzymywała się za głowę i drapała się po niej próbując myśleć. Drzwi się za mną zasunęły, nie chcieli by ich słyszeć.
-Pomóc ci? - zapytałam. Popatrzała na mnie. Lecz nie wściekłym czy złośliwym wzrokiem. Tylko błagalnym. No cóż, czyli musiałam jej pomóc. Cienka to z matematyki nie byłam. Wręcz uwielbiałam ten przedmiot. Usiadłam koło niej i popatrzałam na książkę. Pokazała mi zadania. Tylko dwa, ale za to z sześcioma podpunktami. - Ciągi arytmetyczne? To przecież łatwe. Napiszę ci wszystko na kartce, a ty to przepiszesz.
-Dobra. - powiedziała. Zaczęłam robić. Jakoś nie sprawiało mi to trudności, w ciągu trzydziestu minut wszystko było gotowe, a ona przepisywała. - a byś mi to jeszcze wytłumaczyła? Bo wiesz czasami bierze do tablicy.
-Dobra. Tylko przepisz najpierw, a wtedy wszystko wytłumaczę. - powiedziałam. Gdy to powiedziałam ona szybko przepisała. I zaczęłam tłumaczyć się. Pytała się to co nie rozumiała. A potem zrobiłam jej mały sprawdzian. Wszystko miała dobrze napisane. Widziałam jak się cieszy, ze rozumie wszystko. To samej mnie cieszyło, że mogłam komuś coś wytłumaczyć. - To jutro pójdziesz do odpowiedzi.
-Nie. - powiedziała stanowczo.
-Dlaczego?
-Bo ta pani jest dziwna. A mam już trzy jedynki. Jeśli jeszcze jedna mi wpadnie to będzie źle. - westchnęłam.
-Jak będę w twojej klasie, to cię wygonię do tablicy. - powiedziałam. Wstałam i odchodziłam. Nie wiem co będę robiła, ale teraz chcę iść spać. Tylko to jest w tej chwili dla mnie ważne. Nic więcej… - A tak w ogóle to gdzie jest mój pokój? I czy mam jakieś książki? Bo sama już nie wiem.
-Choć pokażę ci. - chwyciła mnie z arekę i pociągnęła. Była jakaś energiczna. A ze mnie życie dawno uszło. Wchodziliśmy schodami na górę, a mojego wujka już nie było. Czyli zostałam sama z tą rodziną. Trzeba będzie się przyzwyczaić. Będę chodzić do szkoły, spotykać ludzi, których nie chcę. Weszliśmy do jakiegoś dużego pokoju, który był sporej wielkości. Dwu osobowe łóżko z baldachimem. Wyglądało pięknie. Tak jakby było dla króla i królowej. Biurko pod ścianą, duża rozsuwana szafa, jakaś para drzwi z pewnością do łazienki. Jeszcze był szklany stolik i dwa fotele. A także wieża stereo do muzyki, wraz z płytami. Położyłam album ze zdjęciami na biurku. Zauważyłam, ze moje dwie torby leżą koło szafy. - To album? - zapytała
-Tak.
-Mogę zobaczyć?
-Jak chcesz. Tyle, ze nie pokazuje go byle komu, więc proszę abyś nikomu nie pokazywała go. - kiwnęła głową. Przeglądała zdjęcia i wpatrywała się we mnie. Chyba coś porównywała. Tam zawsze byłam uśmiechnięta.
-Zmieniłaś się. Tu byłaś słodka. A teraz jesteś…
-Zimna. - dokończyłam za nią.
-Tak. - opuściła ręce Odłożyła album. - Mundurek szkolny masz w szafie. Wstajemy o szóstej trzydzieści. Bo o siódmej dwadzieścia mamy autobus do szkoły. A trzeba się przyszykować. A torbę masz tu, wszystko na jutro spakowane. I w szafce będziesz trzymała reszkę rzeczy. - uśmiechnęła  się. - To zostawiam ciebie. Miłej nocy ci życzę. - zamknęła za sobą drzwi. Zostałam sama w pokoju. Był ładny. A ściany ciemnego i jasnego różu. Takie mi się podobały. Jakby jagodowe, ale tylko w cieniu tak się wydawało. Wyszukałam w torbie piżamie i powędrowałam do łazienki z zamiarem wykąpania się. Musiałam po dzisiejszym dniu się odświeżyć.

3 komentarze:

  1. jestem ciekawa kto wygra ten zakłada i jaka nagrodę bede musiała dac Itachemi jeśli przegrać, dodaj tutaj kolejny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam,
    zastanawiam się jak się dowiedzieli, że Sakura jednak żyje, a może zaprzyjaźni się z Ino...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń